Kryminalne zagadki młodego stomatologa

O napisaniu książki marzył od dziecka, ale stało się to dopiero podczas studiów na Wydziale Lekarsko-Stomatologicznym. Sławek Gortych, bo o nim mowa, wydał debiutancki kryminał „Schronisko, które przestało istnieć” opowiadający o młodym stomatologu, który podczas pobytu w Karkonoszach odkrywa tajemnice związane z wojenną przeszłością i losami górskiego schroniska.
Pola Janus


fot. Tomasz Modrzejewski

Student stomatologii z artystycznymi zainteresowaniami - to nie zdarza się często.

Zawsze stałem na rozstaju dróg między naukami humanistycznymi a ścisłymi. Z jednej strony moją pasją była chemia (miałem nawet domowe laboratorium), a z drugiej - chodziłem na zajęcia z robienia witraży i rzeźby. I tak, pod koniec liceum, doszedłem do wniosku, że medycyna będzie właśnie czymś na pograniczu - jest skupiona na człowieku, ale z drugiej strony - trzeba mieć również w sobie ten ścisły dryg, żeby móc to wszystko ogarnąć.

Twoim pierwszym wyborem był jednak kierunek lekarski, a nie stomatologia, którą właśnie skończyłeś.

W tamtym momencie swojego życia myślałem, że zostanę lekarzem medycyny sądowej. To wszystko dlatego, że uwielbiałem czytać kryminały. Wtedy też natrafiłem na książkę Marka Krajewskiego, napisaną wraz z drem Jerzym Kaweckim z UMW, „Umarli mają głos”. Byłem nią zafascynowany. Stwierdziłem, że ja też tak chcę!

Tak się jednak nie stało.

Po pierwszym roku kierunku lekarskiego okazało się, że studia są dla mnie stresujące, pochłaniają mnie w całości – nie tylko jeśli chodzi o czas spędzony na zajęciach, ale także w domu, nad książkami. Kiedy trafiłem na wakacyjne praktyki do szpitala, zetknąłem się po raz pierwszy z tym trudnym obliczem medycyny – z ludźmi w naprawdę ciężkim stanie, ze starszymi osobami, których nikt nie odwiedza, mających problem z samodzielnym jedzeniem… Zdarzyło mi się, że wracałem do domu i płakałem, bo nie umiałem tego zostawić za sobą. Ponadto brakowało mi czasu na realizację własnych pasji. Stwierdziłem, że być może jednak to stomatologia będzie tym kompromisem pomiędzy pracą w zawodzie medycznym, pracą z ludźmi, spełnianiem się przy zabiegach a moją wrażliwością. Dodatkowo pomyślałem, że będzie to swego rodzaju ukłon w stronę moich artystycznych zainteresowań. I miałem rację. Stomatologia dała mi możliwość rozwijania się od strony medycznej i poniekąd plastycznej. W trakcie przenosin między wydziałami znalazłem również czas na realizację kolejnych hobby - w tym m.in. pisania.

Kiedy odkryłeś, że pisanie jest twoją pasją?

O napisaniu książki marzyłem tak naprawdę od dziecka. Pewnego dnia, kiedy byłem w piątej, może szóstej klasie podstawówki, przyśniła mi się historia, że wyjeżdżam w góry bez rodziców i zostaję pod opieką właścicielki pensjonatu, która – swoją drogą – wyglądała jak moja babcia. Razem z nią przeżyłem w tym śnie piękną, górską przygodę. Obudziłem się z poczuciem, że muszę ten sen opisać. Usiadłem do klawiatury i ze zdziwieniem stwierdziłem, że to bardzo fajne uczucie. Wtedy zacząłem marzyć, że kiedyś napiszę „prawdziwą” powieść.

Wydanie książki - jako debiutant, nie należy jednak do łatwych zadań…

To prawda, ale jak sobie coś postanowię - i to w każdej kwestii, to staram się za wszelką cenę doprowadzić to do końca. Wysyłałem książkę do kilkudziesięciu wydawnictw, z dwoma rozmawiałem, ale niestety one się wycofały. Po prostu przestały odpisywać na maile. Ale ja wierzyłem, że znajdę kolejne. I się udało. W pewnym momencie dostałem wiadomość z Wydawnictwa Dolnośląskiego, że są zainteresowani moją książką. Bardzo się cieszyłem, bo „Dolnośląskie” ma swoją renomę i – jakby nie patrzeć – to kawał wrocławskiej historii. Było oczywiście sporo trudów po drodze. Pandemia pokrzyżowała nasze plany, wstrzymano wydanie książki. Powiedziano mi, że muszę czekać do jesieni. Zaczął się wtedy mój czwarty rok stomatologii i niestety przyszła wiadomość, że moja książka wciąż czeka w kolejce . Wydawnictwo nie było przekonane, czy w tak trudnym czasie uda się ją wypromować. Sprawy nie ułatwiał fakt, że wtedy panowały znaczne ograniczenia w ruchu turystycznym w karkonoskich schroniskach, a na ich wsparcie bardzo liczyliśmy. Wydawca zaproponował więc utworzenie bloga, wokół którego budowałbym społeczność. I wtedy – w listopadzie 2020 roku – powstał „Zagubiony w Karkonoszach”. Blog nigdy nie osiągnąłby sukcesu, gdyby nie ogromne wsparcie moich przyjaciół z szóstki klinicznej. Ostatecznie chyba to właśnie działanie w internecie okazało się rzeczą, która w końcu pozwoliła na publikację mojego debiutu. Podpisałem umowę w grudniu 2021 roku, a książka jest obecnie w druku. Premiera będzie miała miejsce 27 lipca.

„Schronisko, które przestało istnieć” to kryminał, którego akcja toczy się w Karkonoszach. Opowiada o młodym stomatologu, który by odetchnąć od rodzinnych problemów, wyjeżdża w góry. Na miejscu okazuje się jednak, że czyhają na niego zagrożenia związane z wojenną przeszłością i losami górskiego schroniska…

Fabuła książki oparta jest na podstawie prawdziwej i do dziś niewyjaśnionej zagadki. W liceum trafiłem w Karkonoszach na bardzo nietypowe miejsce - w okolice ruin schroniska im. Księcia Henryka. Jak się później dowiedziałem, przed wojną był to jeden z bardziej znanych hoteli górskich w Europie Środkowej, a w 1946 roku... spłonął w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie ma nawet pełnej jasności co do daty pożaru i nie wiadomo, co stało się z niemiecką rodziną właścicieli schroniska. To rozpaliło moją wyobraźnię i wiedziałem, że jeśli faktycznie napiszę kiedyś książkę, to właśnie o tym miejscu.

Głównym bohaterem książki jest student Maks. Wzorowałeś się na kimś konkretnym?

Jeżeli mam być szczery to główni bohaterowie są w pewnej mierze wzorowani na znajomych jeszcze z kierunku lekarskiego, bo właśnie wtedy powstał w mojej głowie konkretny zarys książki. To wynikało z faktu, że nie wiedziałem jeszcze, na jakich zasadach buduje się charakter postaci powieści, aby był ciekawy i wiarygodny. Ten Maks z powieści to również poniekąd i ja - jego przemyślenia, uczucia, a także rodzinne historie, są w pewnym stopniu zbliżone do moich.

Poza tym w książce pojawiają się również postaci historyczne, a nawet – UMW.

Tak, to Gerhart Hauptmann – noblista z Jagniątkowa oraz Karl Hanke – „kat z Breslau”, który odgrywa ważną rolę w pierwszym rozdziale. Jeśli chodzi o nawiązania do uczelni, to pojawią się one głównie w drugiej części kryminału, która jest już zresztą w połowie napisana i liczę na jej wydanie w przyszłym roku. Znajdzie się tam m.in. polski lekarz, który w połowie ’45 roku został szantażem zmuszony do udzielenia pomocy pewnemu ukrywającemu się naziście, co zmusiło go ostatecznie do ucieczki z Karpacza, w którym początkowo mieszkał, do Wrocławia. Ostatecznie zaczyna on pracować właśnie na naszej uczelni medycznej… Pierwsza z moich książek również nawiązuje do UMW. Zaczyna się bowiem od historii mężczyzny, który razem z wujkiem mieszka na Klinikach, skąd wyrusza w Karkonosze, gdzie ma pewną misję do załatwienia - chce pomścić dawne krzywdy wyrządzone jego rodzinie przez Polaków. Więcej zdradzić nie mogę, bo to o historię tego mężczyzny oparta jest tak naprawdę cała fabuła powieści. Zainteresowanych odsyłam i zachęcam do lektury.



__________
Z artykułem będzie można również zapoznać się w najnowszym numerze Gazety Uczelnianej.