Co owady mówią nam o śmierci?
Katarzyna Szulik
Jest nierozerwalnie związana z istnieniem ludzkiego gatunku, pierwszy udokumentowany przypadek jej zastosowania pochodzi z XIII wieku, a obecnie jest niemal powszechna w praktyce kryminalistycznej w Europie Zachodniej i w USA. Teraz entomologia sądowa ma szansę dalej, jeszcze prężniej rozwijać się również w Polsce dzięki współpracy doktora Łukasza Szleszkowskiego kierującego pracownią Tanatologii Sądowej Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej naszej uczelni oraz dr hab. inż. Marcina Kadeja, kierownika Pracowni Biologii i Entomologii Sądowej Zakładu Biologii, Ewolucji i Ochrony Bezkręgowców Uniwersytetu Wrocławskiego.
Ta owocna i obecnie już oficjalna współpraca, którą udało się Panom nawiązać, narodziła się na gruncie czystej ciekawości. Dostrzegliście w niej potencjał do poszerzenia horyzontów własnych dziedzin.
Marcin Kadej: Doktor Szleszkowski jest jednym z niewielu, a być może jedynym w Polsce medykiem sądowym, który sam interesuje się biologią, w tym owadami, co niewątpliwie nas zbliżyło. Zawsze gdy spotykamy się, czy to w podległej mi pracowni, czy w jego zakładzie, zadaje masę pytań, często dla mnie nieoczywistych, co pokazuje jego otwartość na poznawanie innych aspektów swojej pracy niż te stricte medyczne.
Łukasz Szleszkowski: Docent Kadej jest natomiast jedynym entomologiem sądowym w Polsce zdobywającym praktyczne doświadczenia na sali sekcyjnej. Dzięki temu poznaje nie tylko same owady, ale też środowisko, w którym żerują, czyli zwłoki. Pozwala to na znacznie szersze spojrzenie na entomologię niż tylko zza obiektywu binokularu w pracowni entomologicznej.
MK: Mój kolega, doktor nauk prawniczych komisarz Paweł Leśniewski ze szkoły policyjnej w Pile, ma ogromne doświadczenie nie tylko jako dydaktyk, ale też osoba zaprzyjaźniona z entomologami sądowymi w Polsce ze względu na swoją osobistą pasję do owadów. To właśnie on uświadomił mi, że układ, który mam dzięki przyjaźni z Zakładem Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu, jest niepowtarzalny i jedyny w Polsce. To oczywiście zasługa ogromnego zaufania, którym obdarzyła mnie uczelnia w osobach prof. Tomasza Jurka i dr. Łukasza Szleszkowskiego, ale też życzliwości innych osób związanych z zakładem.
ŁS: Marcin jest już pełnoprawnym członkiem naszego zespołu i my tak właśnie go traktujemy.
MK: Instytucje naukowe miewają problem z tym, by w tak dobrej atmosferze nie tylko spotkać się raz, ale zaproponować sobie nawzajem coś więcej – trwałą współpracę, która z czasem zmienia się również w układ towarzyski, w pozytywnym tego słowa znaczeniu oczywiście.
Jak więc ta współpraca wygląda w praktyce?
ŁS: Jestem kierownikiem pracowni, przez którą, mówiąc kolokwialnie, „przechodzą” wszystkie zwłoki, więc ustalam też plan pracy działu sekcyjnego. Te zwłoki, na których znajdują się owady, są oznaczane, i w takim wypadku jak najszybciej próbujemy skontaktować się z Marcinem, żeby mógł je zobaczyć i pobrać materiał. To pokazuje, jak wiele tracą entomolodzy, którzy nie uczestniczą w sekcjach, ale też medycy sądowi, którzy najzwyczajniej nie wiedzą, gdzie szukać owadów, jeśli nie są widoczne gołym okiem.
MK: Można naciąć kość, spojrzeć na nią i stwierdzić: nie ma nic. Ale jako entomolog doświadczony w pracy z inną materią wiem, że warto sprawdzić dokładniej, bo larwy owadów mogą ukrywać się na przykład między beleczkami kostnymi i zauważymy je, jeśli odczekamy chwilę. Wtedy możemy stwierdzić, z jakimi owadami konkretnie mamy do czynienia i co z tego wynika z punktu widzenia medycyny i entomologii sądowej. Jeśli spotykamy się z nimi po raz pierwszy, to jest to przyczynek do kolejnych badań, a w konsekwencji artykułów. Nasza współpraca zaczęła się właśnie od artykułu naukowego dotyczącego gniazdowania w zwłokach kilku gatunków zwierząt.
I ten właśnie artykuł odbił się szerokim echem również w mediach, gdzie swoją drogą często i wspólnie Panowie goszczą i w ten sposób propagują entomologię sądową. Jednak popularyzacja to, zakładam, efekt uboczny, bo w duchu pozostajecie naukowcami.
MK: Nasza międzyuczelniana współpraca wnosi bardzo ważny wkład w naukę ogółem, nie tylko z zakresu forensic science. Jeśli opisujemy behawior owadów lub nowy gatunek, dotąd nie obserwowany w Polsce na zwłokach, to dokładamy swoją cegiełkę do lepszego poznania wspomnianych owadów. Mnie jako nauczycielowi akademickiemu zależy także na wymianie doświadczeń dydaktycznych. Od pewnego czasu „wypożyczamy” sobie siebie nawzajem po to, żeby nasi studenci mieli okazję zapoznać się ze specjalistą z drugiego zespołu. Miałem wielką frajdę gościć doktora Szleszkowskiego u nas na serii wykładów w ramach kursu z entomologii sądowej. Na wykłady studenci z założenia przychodzić nie muszą, ale w tym wypadku za każdym razem sala była pełna, pojawił się nawet mój szef, prof. Dariusz Tarnawski. Właśnie dzięki współpracy z Uniwersytetem Medycznym we Wrocławiu mamy możliwość wprowadzenia studentów biologii, ale też chemii i toksykologii sądowej na salę sekcyjną i pokazania im, w jaki sposób przebiega taka procedura.
ŁS: Tak się złożyło, że w tym czasie mieliśmy dwa przypadki zmumifikowanych zwłok, na których było mnóstwo nekrofagów drugiego rzędu i śladów ich żerowania, wiec to były naprawdę ciekawe zajęcia. Staramy się planować je w okresie wiosenno-letnim, bo wtedy entomolodzy mają większe pole do popisu przez wzgląd na wysokie temperatury.
Z perspektywy medyka sądowego mogę stwierdzić, że do jej pory potencjał drzemiący w entomologii sadowej w niewielkim stopniu był wykorzystywany w Polsce, ale dostrzegłem to dopiero dzięki tej współpracy. Dla mnie to było jak otwarcie oczu. Sam robię dużo sekcji, przez lata było to moje podstawowe zadanie, a że mam duszę przyrodnika, to zawsze zwracałem uwagę na owady, choć większości z nich, jak się później okazało, nie zauważałem – interesowały mnie te widoczne na pierwszy rzut oka. Można także powiedzieć, że dzięki naszej współpracy całe wrocławskie środowisko medyczno-sądowe wzbogaciło się o nową wiedzę na temat tego, jak wiele jeszcze można na zwłokach zobaczyć i co owady mogą nam powiedzieć o okolicznościach śmierci. Marcin został członkiem Polskiego Towarzystwa Medycyny Sądowej i Kryminologii, więc jest już oficjalnie częścią tego środowiska.
Cały artykuł jest dostępny w najnowszym numerze Gazety Uczelnianej